Z okazji XIV Ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek Gminna Biblioteka Publiczna zaprosiła Artura Andrusa - redaktora trójkowej "Powtórki z rozrywki", legendarnego gospodarza spotkań kabaretowych w warszawskiej "Piwnicy pod Harendą", poetę, piosenkarza, dziennikarza, autora książek, tekstów piosenek, artystę kabaretowego, komentatora "Szkła kontaktowego".
Artur Andrus natychmiast nawiązał kontakt z licznie zgromadzoną publicznością. Już po kilku wstępnych zdaniach, wciągnął do rozmowy uczestników, odpowiadając wyczerpująco na licznie zadawane pytania. Nie opowiadał jednak tylko o sobie. Więcej czasu poświęcił osobom, które przy okazji wykonywania swej pracy ma szansę spotykać. Praca w radiowej Czwórce, a następnie Trójce, z którą współpracuje od 1994 roku dała mu możliwość poznania ważnych i podziwianych do tej pory ludzi, jak Stefania Grodzieńska, z którą prowadził wieczory autorskie, Andrzej Poniedzielski, Piotr Bałtroczyk czy Maria Czubaszek. Sypał anegdotami jak z rękawa. Opowiadał o swoich relacjach ze Stefanią Grodzieńską, z którą dzieliło go 60 lat różnicy, ale sposób pojmowania świata, podobny rodzaj poczucia humoru, sprawiły, że w ich koleżeńskiej relacji wiek nie miał żadnego znaczenia.
Wracając jednak do anegdot o innych, które zdecydowanie przeważały podczas tego spotkania autorskiego to zaczęło się od Stefanii Grodzieńskiej, z którą Artur Andrus jeździł kiedyś po Polsce, sam prowadząc jej spotkania z fanami. Przytoczył też zabawną opowieść o tej znanej pisarce, aktorce, a przede wszystkim satyryczce. Stefania Grodzieńska kiedy już miała ponad 90 lat i zbliżała się data 10 listopada, to doskonale wiedziała, że na pewno kilka redakcji do niej zadzwoni i zapyta o Hankę Ordonównę. Powód był prosty – Stefania Grodzieńska była chyba jedyną osobą, która mogłaby cokolwiek na ten temat powiedzieć, ponieważ reszta osób już nie żyła. I któregoś roku dzień po tradycyjnym zamieszaniu dzwoni do niej Artur Andrus i pyta się: ile redakcji wczoraj zadzwoniło? W odpowiedzi usłyszał: – Dzwoniły wczoraj 4 redakcje, ale powiem Ci, że jedna pani to mnie zaskoczyła, bo zapytała mnie o Fischera. I ja jej na to, że żebym go pamiętała to bym musiała mieć ze 120 lat. – i tu nastąpiła chwila ciszy i nagle: Jaka ja durna jestem. Przecież mogłam jej to opowiedzieć. Kto by to sprawdził? Wszyscy nie żyją.
Publiczność zapytała o utwór „Piłem w Spale, spałem w Pile". Co chwila dostawałem jakieś sygnały, że ta piosenka żyje własnym życiem – odpowiedział autor. Drugie życie tej piosenki mnie zachwyciło. Dowiedziałem się, że ludzie zaczęli przerabiać ten szlagier np. „Piłem w Szczawnicy" - dalej nie będę kończył... Dotarła do mnie też wiadomość o przemarszu uczestników pielgrzymki do Częstochowy, którzy śpiewali właśnie ten szlagier... - Ja zdębiałem, bo nigdy się nie spodziewałem, że dotrę w te rejony „show-businessu". Oni sobie tylko trochę zwrotki zmienili, bo to im teologicznie nie pasowało. Kolejną z osób wspominanych przez Artura Andrusa była zmarła w zeszłym roku Maria Czubaszek: Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Ale ona była niezastąpiona. Takiej już nie ma i nie będzie - powiedział. Spotkanie okraszone dowcipami często przerywały salwy śmiechu oraz oklaski. Na zakończenie pod sceną utworzyła się spora kolejka - z naszym gościem można było się sfotografować i otrzymać autograf.